czwartek, 19 września 2013

Samba na dnie piekła


Fawele, czyli południowoamerykańskie dzielnice biedy, od długiego czasu są problemem dla władz Brazylii. W oczach turystów, szczególnie z Ameryki Północnej i Europy, są one tak niespotykane, że szybko stały się celem wycieczek. Ku swojemu zaskoczeniu, siedząc w samolocie do Rio de Janeiro też stwierdziłam, że jestem ciekawa jak wygląda tam życie.
W samym Rio znajduje się obecnie około 1000 faweli, tylko niektóre z nich znajdują się pod kontrolą specjalnej jednostki policji- Unidade de Policia Pacificadora (UPP). Stworzone w 2008 roku oddziały mają za zadanie walczyć z handlarzami narkotyków, którzy w brutalny sposób rządzą/rządzili fawelami. Chociaż mieszkańcy tych dzielnic mogli czuć się spokojnie, dopóki działali zgodnie z zasadami gangów, rzutowało to negatywnie głównie na pozostałych mieszkańców miasta. Jest to dobrze ukazane w znanym filmie "Miasto Boga", na podstawie książki Paulo Linsa pod tym samym tytułem. W ten sposób powiększały się różnice między favelados, zamieszkującymi fawele, a pozostałymi obywatelami Rio. Do dnia dzisiejszego widać je gołym okiem. W fawelach życie toczy się obok normalnego życia miasta, ludzie mówią własnym slangiem, który często jest ciężko zrozumiały nawet dla Brazylijczyków. Można pomyśleć, że jest to inny naród. 
Brazylia jest jednym z najbardziej zróżnicowanych dochodowo krajów na świecie. Biedne dzielnice leżą w sąsiedztwie bogatych części miasta, pełnych drogich butików i ambasad, jak Leblon czy Copacabana. Z pięknej plaży Ipanema rozciąga się widok na fawelę Rocinha. Faktem jest, że bez niej krajobraz nie byłby tak niesamowity. 



Władze dopiero od niedawna zaczęły interesować się dzielnicami biedy i warunkami tam panującymi. Przez długie lata nie było tam wody, elektryczności. Obecnie w większości jest nawet internet. Organizacje pozarządowe prowadzą różnego typu darmowe kursy dla mieszkańców. Fawele stały się miejscami odwiedzanymi przez turystów i popularnymi wśród przyjezdnych, których nie stać na wynajem mieszkania w innych częściach miasta. Jedna z nich, którą odwiedziłam, została rozpromowana głównie przez teledysk Michaela Jacksona. Mowa o faweli Santa Marta. 
Moja brazylijska koleżanka nie była do końca przekonana co do mojego pomysłu "zwiedzania" faweli, przyznała się, że będzie tam po raz pierwszy. Przy wejściu na jej teren stało stoisko z mapami oraz informacjami na jej temat. Młody chłopak, później okazało się, że mieszkaniec Santa Marty, zaprezentował nam krótko historię, główne metody oraz sposób poruszania się po terenie. Zaproponował również wycieczkę z przewodnikiem- mieszkańcem. Wielu z nich studiuje turystykę i łączy to ze swoim pochodzeniem. Fawela znajduje się niedaleko góry Corcovado, a swoimi ramionami oplata ją pomnik Jezusa Odkupiciela.


Najwyższe zabudowania znajdują się na wysokości 362 m n.p.m.. Obecnie całą wysokość można przejechać kolejką, ale siedząc i czekając na nią obie stwierdziłyśmy, że nie chcemy nawet wyobrażać sobie życia mieszkańców, kiedy jej jeszcze nie było. Santa Marta ma własną szkołę, boisko, kościół i wszystko co jest potrzebne ludziom tam żyjącym. Na przystanku do kolejki widzimy wielkie graffiti 'dlaczego nie opuszczę Santa Marta', gdzie każdy wpisał swój powód: bo tu mam rodzinę, bo tu mnie nie okłamią, bo tutaj piwo zawsze jest zimne.


Przyznaję, nie czułam się tam zbyt swobodnie, nie wiem czy przez to, że tyle złego słyszałam o tym miejscu czy raczej przez to, że każdy obcy przyjmowany był z rezerwą. Rozumiem taką reakcję na mnie, bo w żaden możliwy sposób nie przypominam Brazylijki, no, przynajmniej nie tej mieszkającej w Rio, ale dostrzegłam zaciekawione spojrzenia nawet w stosunku do mojej koleżanki. Powstrzymywałam się od wyjęcia aparatu, ale to raczej przez wrażenie jakie na mnie zrobiło to co zobaczyłam. Czułabym się po prostu głupio robiąc zdjęcia biedzie i prawdziwemu życiu. Bo to, co dla nas jest czymś najzwyklejszym, jak światło, internet, czasem nawet dach czy drzwi, tam staje się niesamowicie wartościowe. Oczywiście, w fawelach łatwo znaleźć bogatszych mieszkańców, można ich poznać po dwu albo trzypiętrowych mieszkankach. Nazywam je mieszkankami, bo są to małe, zwykłe dwupokojowe domki zbudowane z cegły. Wyglądają jakby były budowane wręcz na sobie. 
Po zobaczeniu złotego pomniku Michaela Jacksona, który pasuje do krajobrazu faweli jak pięść do nosa, zaczęłam męczyć moją znajomą aby powiedziała mi coś więcej o fawelach, o ich narodzinach, stosunku pozostałych mieszkańców Rio, a przede wszystkim władz, do problemu dzielnic biedoty. 
Dla Brazylijczyków fawele zawsze były problemem. Od kiedy nastąpił wzrost ich liczby (około 1920 roku) stały się domem dla handlarzy narkotyków. Próby mające na celu ich unowocześnienie i poprawę życia rozpoczęły się dopiero w 1995 roku, a rzeczywiście zmiany w polityce względem faweli dostrzec można zaraz po informacji o organizacji Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej 2014 oraz Igrzysk Olimpijskich 2016. Wtedy powstało UPP i zaczęto rozpoczynać akcje pacyfikacji faweli, czyli wyzwalania ich spod władzy dealerów narkotyków. Moja znajoma sama przyznaje, że jeszcze parę lat temu niektórzy jej znajomi chodzili do faweli po narkotyki, teraz się to skończyło. Jednak policja pacyfikacyjna jest także ostro krytykowana. Oprócz walki z handlarzami narkotyków, narzuca ona na mieszkańców rygory tłumiące ich kulturę. Fawela Santa Marta jest ogrodzona kamiennym murem, aby nie mogła się powiększać. Jest to dosyć płytkie podejście do problemu: zamiast pomagać ludziom wyjść z tej dzielnicy, zaczęli jedynie ograniczać jej powierzchnię. Kilka miesięcy przed moim przyjazdem, mieszkańcy dostali zakaz budowania kolejnych pięter w domach. UPP jest także krytykowana za nieudolną akcję w Complexo Alemao- największej i najbardziej niebezpiecznej faweli w Rio. Była głównym źródłem handlu narkotykami, a policja zamiast złapać członków gangu, pozwoliła im uciec. W ten sposób problem nie zostanie rozwiązany nawet do 2016 roku. W czerwcu tego roku zaraz po spotkaniu z policjantami UPP zaginął mieszkaniec faweli Rocinha, fakt ten wywołał poruszenie w całym kraju, a na wierzch zaczęły wychodzić inne przypadki łamania prawa przez oficerów.
Przez długi czas po wyjściu z faweli nie mogłam dojść do siebie. Przez niecałą godzinę spędzoną tam udało mi się przewartościować całe moje życie, problemy. Zaczęłam dostrzegać jak dużo znaczą rzeczy kiedyś przeze mnie niedoceniane. Mieszkańcy nawet nie mając niczego mieliby więcej niż my: swoją społeczność, która jest jak jedna wielka rodzina, zdolna do pomocy w każdej krytycznej sytuacji. Dlatego cokolwiek złego stanie się z rąk UPP jednej osobie, odbicie znajdzie w całej zbiorowości.
Teraz siedząc w mieszkaniu w Warszawie i patrząc z perspektywy czasu zaczynam się zastanawiać czy o takie właśnie efekty chodziło Michaelowi Jacksonowi, kiedy starał się zwrócić uwagę świata na problem faweli śpiewając "They don't care about us". Obawiam się, że nie do końca.

                                         


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Facebook Twitter Delicious Digg Stumbleupon Favorites More